JESTEŚ TYM, CO JESZ. Możemy to zdanie interpretować na różny sposób. Dosłownie znaczy to, że co 35 dni komórki w naszej skórze zmieniają się na nowe. Ciało wytwarza te komórki z pokarmu który jesz, a więc produkty które spożywasz stają się Tobą. Compre online Jesteś tym, co jesz Książka kucharska, de McKeith, Gillian na Amazon. Frete GRÁTIS em milhares de produtos com o Amazon Prime. Encontre diversos livros em Inglês e Outras Línguas com ótimos preços. Plik Jesteś tym co jesz 4.pdf na koncie użytkownika Audiobooki.pl • folder Jesteś tym, co jesz – Gillian McKeith (ankamiklas) • Data dodania: 2 cze 2016 Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb. Jesteś tym co jesz, powiedział HIPOKRATES, a ja dziś mówię, że to za mało. Nawet jeśli zjesz, a jelita nie wchłoną tego, co zostanie strawione (jeśli wogóle Jesteś Tym Co Jesz • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 14320088249 Jesteś tym, co jesz – Gillian McKeith • Diet and Fitness • pliki użytkownika chrris przechowywane w serwisie Chomikuj.pl • Jesteś tym co jesz 4.pdf, Jesteś tym co jesz 3.pdf Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb. . Home Książki Kulinaria, przepisy kulinarne Jesteś tym, co jesz. Książka kucharska Ponad 150 zdrowych i smacznych przepisów. Milion sprzedanych egzemplarzy. Jesteś tym, co jesz. Książka kucharska to program żywienia oparty na zasadach propagowanych przez światowej sławy dietetyczkę Gillian McKeith. Każdy, kto chce zdrowo się odżywiać, dobrze wyglądać i wspaniale się czuć, znajdzie w tej książce ponad 150 przepisów na zdrowe i smaczne soki, koktajle, zupy i dania główne,którymi może się delektować cała rodzina. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 6,9 / 10 77 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści Każdy wie, że to, co jemy, ma ogromny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. O swoją dietę w szczególny sposób muszą dbać sportowcy – ci obecni i ci przyszli. Klasa sportowa IV c pod opieką trenera – Mariusza Gądora, w ramach projektu „Jesteś tym, co jesz”, przygotowała plakaty obrazujące ilość kalorii niektórych produktów i czas ich spalania. KontaktSzkoła Podstawowa Nr 2 im. Marii Konopnickiej ul. Sienkiewicza 9 34-100 Wadowice tel. 33 823 33 89 e-mail: sp2@ Oczywiste? Tak, ale dopiero Brytyjka Gillian McKeith uświadomiła to milionom ludzi. Jej dieta oparta na tym jednym prostym haśle od lat robi furorę na świecie. Warto sprawdzić, dlaczego. Wyglądasz kwitnąco! To zasługa nie tylko Twojej kosmetyczki, odpowiedniego makijażu, fryzury i starannie dobranych ubrań. Na Twój wygląd ma wpływ także – a nawet przede wszystkim – odpowiednia dieta. I nie chodzi wcale o kilka cud-przepisów, które sprawią, że schudniesz pięć kilogramów w dwa tygodnie. Dieta to przecież nasz sposób odżywiania się zarówno na co dzień, jak i od święta. Wszystko, co jesz – jogurt, kanapka z serem czy kawałek wczorajszej pizzy – zostanie przez organizm przetworzone. Na energię, regenerację i budowę nowych komórek. Naprawdę jesteśmy tym, co jemy! Światowa promocja tego sposobu myślenia to jedno z najważniejszych osiągnięć brytyjskiej specjalistki od spraw żywienia Gillian McKeith. Z jej usług korzystają znani politycy, muzycy i aktorzy, wśród nich są między innymi Charlize Theron i Jennifer Lopez. Gillian jest dziś dietetycznym guru na całym świecie. Ale jej początki na gruncie odpowiedniego odżywiania bynajmniej nie były zdrowe… Makrobiotyczne źródła – Kiedy miałam dwadzieścia kilka lat, mieszkałam w Hiszpanii i żywiłam się wyłącznie eklerami, paellą, czekoladą i sangrią. Po powrocie do Wielkiej Brytanii byłam tęga, miałam pryszcze na całej twarzy i nieustannie czułam się zmęczona, apatyczna i zniechęcona. Doszłam do wniosku, że jedynym wyjściem będzie specjalna dieta – wspomina Gillian. Wybrała wtedy wyjątkowo prosty jadłospis. Codziennie przez osiem tygodni jadła kilka razy dziennie po dwie kromki białego chleba z szynką. Jak sama twierdzi – wyglądała okropnie. Mniej więcej w tym samym czasie jej ukochany w ramach prezentu na 24. urodziny zabrał ją na makrobiotyczny lunch. Wyjątkowa postać organizatorki lunchu, Elaine Nussbaum, wywarła na Gillian duże wrażenie. Elaine twierdziła bowiem, że dzięki diecie makrobiotycznej, która polegała na jedzeniu tylko naturalnej wegetariańskiej żywności, udało się jej wyleczyć raka w zaawansowanym stadium. To wówczas Gillian uświadomiła sobie, jak ważne jest to, co jemy. Od tamtej pory do dziś starannie zgłębia wpływ diety na zdrowie. Sekrety diety Gillian McKeith lubi jasne reguły. Jej filozofia odżywiania to kilka prostych zasad. Dietetyczka rozwija je w książkach „Program doskonałego zdrowia” i „Jesteś tym, co jesz” (w Polsce ukazały się nakładem wydawnictwa Rebis). Niektóre warto znać i korzystać z nich nawet, jeśli nie planujemy przejścia na dietę. Można je określić jako podstawę zdrowego odżywiania. Jedzenie jest bowiem dla człowieka tym, czym dla samochodu paliwo – wiele zależy od jego jakości. Gillian gwarantuje, że jeśli zastosujemy się do jej rad, możemy poprawić swój nastrój, apetyt, popęd seksualny i zdrowie, a co najważniejsze: będziemy mieć więcej energii. Bomba zegarowa Ryba z frytkami, spaghetti po bolońsku i kebab. Co łączy te dania z pizzą, hamburgerem, z frytkami i smażonym kurczakiem? Zarówno pierwsze, jak i drugie są bardzo często naszym codziennym pożywieniem. A wszystkie, nie tylko te, które kojarzą się nam z fast foodem, są kaloryczne i ciężkostrawne. Żadne z tych dań nie jest paliwem najwyższej jakości. Gdyby na przykład przeliczyć jedną porcję frytek na cukier i smalec, okazałoby się, że zjadamy 14 łyżeczek cukru i ponad 1/6 kostki smalcu! Dlatego tak duży nacisk Gillian przywiązuje do odpowiedniego zbilansowania diety. Przy czym jej program można określić słowami: albo wszystko, albo nic. Dietetyczka nie uznaje półśrodków. Jeśli jej pacjent nie zamierza całkowicie zrezygnować z czekolady czy alkoholu, Gillian po prostu nie podejmuje z nim współpracy. Masa nie jest najważniejsza Gillian McKeith sprawami związanymi z dietą zajmuje się od ponad 20 lat. Jak twierdzi, przez ten czas nie zważyła nigdy ani jednego pacjenta. I choć większość osób, które się do niej zgłaszają, ma problemy z nadwagą, ona powtarza im jak mantrę: – Osiągniesz wspaniałe rezultaty, jeśli przestaniesz się skupiać na masie ciała, a zaczniesz na jedzeniu odpowiednich rzeczy. Z tego powodu zniechęca też swoich pacjentów i czytelników do magicznych diet, twierdząc, że cudów one nie przynoszą. Zresztą wie o tym każda kobieta, której udało się schudnąć kilka kilogramów w kilkanaście dni. Zbyt szybki powrót do starej wagi, czyli popularny efekt jo-jo zdarza się niestety częściej, niż byśmy chciały. Inną wadą tak zwanych szybkich diet jest to, że często wykluczają zbyt wiele cennych i niezbędnych dla organizmu składników. Dlatego Gillian zachęca, żeby priorytetem zawsze było zdrowie, a masa ciała unormuje się sama. I wielokrotnie podkreśla, że jej dieta to nie program na dwa tygodnie, tylko na całe życie. Na szczęście pierwsze efekty widać trochę wcześniej, bo już po około ośmiu tygodniach. Sztuka łączenia jedzenia I nie chodzi tu bynajmniej o odpowiedni wybór, na przykład wina do posiłku. Gillian McKeith dzieli jedzenie na cztery grupy. • Pierwsza z nich to białka, czyli mięso, ryby, jajka, mleko i przetwory mleczne oraz produkty sojowe. • Grupa druga to węglowodany, czyli miód, cukier i słodycze, a także produkty zbożowe i ziemniaki. • Grupa trzecia to tłuszcze i warzywa o niskiej zawartości skrobi, takie jak sałaty, zioła, nasiona, oraz masło, śmietana i oleje. • Ostatnią, czwartą, grupą są owoce. W myśl zasad diety „jesteś tym, co jesz” można łączyć tylko produkty grupy pierwszej i trzeciej oraz drugiej i trzeciej. Owoce zawsze powinny być jedzone osobno, przynajmniej pół godziny przed innym posiłkiem lub po nim. I choć podanie kotleta z surówką, ale bez ziemniaków może wydawać się nam trudne, według Gillian takie rozwiązanie gwarantuje na przykład koniec problemów ze wzdęciami i gazami. Co mówi Twoje ciało Nasz organizm jest jak kobieta. Nie mówi o sobie zbyt wiele wprost, ale przesyła subtelne sygnały i sugestie. Gillian McKeith do perfekcji opanowała ich odczytywanie. Do legendy przechodzą też jej programy telewizyjne emitowane na antenie brytyjskiego Channel 4 (w Polsce pokazywała je TVP i BBC Lifestyle), w których ocenia ona stan zdrowia pacjentów na podstawie wyglądu ich… stolca. Ale potrafi też rozpoznać niewydolność trzustki po śladach na języku, problemy z wątrobą po wyglądzie paznokci, niedobór cynku po pęknięciach za uszami czy niedobór witaminy A po czerwonych plamach na udach. – Wszędzie, gdzie pójdę, ludzie wystawiają do mnie języki, żebym je oglądała. Pewnego dnia po nagraniu programu stanęła przede mną grupa dziesięciu osób z wystawionymi językami – śmieje się dietetyczka. I w swoich książkach podaje dokładne instrukcje, jak samodzielnie odczytywać sygnały organizmu. Trudno nazwać jej metody naukowymi, ale… Może warto spróbować? Kulinarne porządki Jedzenie stanowi jeden z ważniejszych, może nawet najważniejszy element naszego życia, zatem – logicznie rzecz biorąc – kuchnia powinna być najważniejszym miejscem w domu. A niech podniesie jednak rękę ten, kto ma w niej wzorowy porządek. Z tym bywa już gorzej, prawda? A przecież czystość w kuchni przekłada się na czystość jedzenia. Dlatego Gillian zaleca, żeby pozbyć się wszelkich śmieci. I ma na myśli nie tylko stare papiery, ale też bezwartościową żywność. Dania tłuste, pełne soli i chemicznych dodatków powinny od razu trafić do kosza. I już podczas zakupów eliminujmy produkty zawierające składniki, których nazw nie potrafimy nawet wymówić. W ramach kulinarnych porządków dobrze też zadbać o odpowiednie wykorzystanie lodówki i zamrażarki. Wiele szybko psujących się produktów warto przechowywać w niskich temperaturach. A zamrażać można nawet zioła! Obfitość nad obfitościami Nikt nie lubi, kiedy ktoś czegoś mu zabrania. Dlatego Gillian nie mówi nikomu, czego nie jeść, tylko daje prostą listę rzeczy, które powinny trafić do jadłospisu. – Pragnę, żebyś jadł więcej, nie mniej – przekonuje swoich pacjentów. – Urozmaicone żywienie gwarantuje, że organizm dostanie odpowiednią ilość składników pokarmowych. Na jej liście są zielone warzywa liściaste, orzechy, nasiona i kiełki, zboża, wodorosty, zioła i herbaty oraz liczne produkty sojowe. Nie brakuje też na niej owoców świeżych i suszonych oraz ryb. Można z nich przygotować miliony kombinacji! I właśnie te pokarmy są prawdziwym lekarstwem na pięć głównych koszmarów. Według Gillian Anderson są nimi: ciągła walka z nadwagą, nieustanne zmęczenie, zaburzenia trawienia, problemy hormonalne i stres. Nie taka Gillian wspaniała? Podobno z Gillian McKeith jest tak, że albo się ją kocha, albo nienawidzi. Przeciwnicy krytykują ją za to, że bezprawnie posługuje się tytułem doktora i wytykają wszelkie możliwe niekonsekwencje i błędy w jej teoriach. Zwolennicy chwalą, że jej dieta przynosi wymierne i utrzymujące się rezultaty. Co na to sama zainteresowana? Po prostu robi swoje. Jej książki już pierwszego dnia od ukazania się trafiają na listy bestsellerów. Wypuściła też na rynek serię produktów zdrowotnych firmowanych swoim nazwiskiem i prowadzi autorski program na antenie Channel 4. A słowa „jesteś tym, co jesz” stały się mottem ludzi, którzy dbają o to, co trafia na ich talerz. Warto pamiętać o nich również wtedy, kiedy nabierzemy ochoty na fastfoodowy obiad. Zdaniem eksperta DIETĘ GILLIAN MCKEITH OCENIA EWA CEBORSKA, DIETETYK Z PORADNI FOOD DIET. W codziennej praktyce nie korzystam z diety Gillian McKeith. Jest ona skuteczna, ale w polskich realiach okazuje się wyjątkowo niepraktyczna. Przecież żaden specjalista od spraw żywienia nie poleci swoim pacjentom wyciskania soku z pszenicy i kiełków, tapioki czy wodorostów. A tego typu specjały proponuje właśnie Gillian. I nic dziwnego, bo jest Brytyjką i swoją dietę przygotowała z myślą o Brytyjczykach, a nie Polakach. Niemniej wiele jej rad jest bardzo cennych i bez względu na wszystko należy je wprowadzić do każdej diety, są to bowiem często podstawowe zasady zdrowego żywienia. W czym tkwi tajemnica sukcesu diety „jesteś tym, co jesz”? Na pewno w dobrym PR. Sama dieta i jej autorka są świetnie wypromowanymi produktami. Ale trudno też odmówić samej diecie wielu zalet. Jest łagodna, nie wymaga wielu wyrzeczeń i poświęceń, kupia się na powolnym oczyszczaniu organizmu, co w dzisiejszych czasach jest niezbędne. Z paroma aspektami diety Gillian McKeith nie mogę się jednak zgodzić. Polscy naukowcy uczą, że produkty można i trzeba łączyć. Gillian zabrania łączenia produktów białkowych i skrobiowych, a przecież takie duety sprawiają, że nasz organizm lepiej wykorzystuje aminokwasy. Jest to szczególnie ważne przy dietach wegetariańskich. Poza tym samo hasło „jesteś tym, co jesz”, choć zarezerwowane dla programu Gillian McKeith, można wykorzystać przy każdej innej diecie. To oczywiste, że jesteśmy tym, co jemy, a z pokarmów buduje się organizm człowieka. Jeśli jemy tak zwany junk food (śmieciowe jedzenie), to trudno się dziwić, że źle wyglądają nasza cera, włosy i paznokcie. Odpowiednia dieta ma olbrzymi wpływ na nasze życie. Nie tylko na wagę! Sposób odżywiania się może na przykład przyspieszyć zajście w ciążę lub zlikwidować wiele dolegliwości, takich jak trądzik, łupież, drożdżyca. Zanim zdecydujemy się przejść na dietę Gillian McKeith – lub jakąkolwiek inną – warto pamiętać, że organizm nie lubi drastycznych zmian. Jeśli źle się odżywiamy, nie zmieniajmy tego z dnia na dzień, tylko stopniowo. Organizm przyzwyczajony na przykład do produktów z małą ilością błonnika może sobie nie poradzić z nową dietą. Twoje ciało to polubi Prosta zamiana. Coś ciężkostrawnego, tłustego i pełnego kalorii zamień na coś lżejszego, ale równie smacznego! • Quiche z serem i pomidorami na pizzę na cienkim cieście z serem i pomidorami. • Lazanię z mięsem i pomidorami na cannelloni ze szpinakiem. • Słodką bułkę z marmoladą i lukrem na bułkę maślaną z rodzynkami. • Bułkę z wędliną i majonezem na sandwicha z warzywami i wędzonym łososiem. • Long island iced tea na mojito. • Lody z truskawkami na truskawki ze śmietaną. • Chilli con carne na warzywne chilli z ryżem. • Mleczny koktajl truskawkowy na koktajl z samych truskawek. Najsłynniejsza dieta świata w kilku prostych krokach ŚNIADANIE Dzień rozpocznij od szklanki ciepłej wody z sokiem z cytryny (pomaga usunąć niestrawione resztki z poprzedniego dnia). Potem porcja energii: koktajl ze zmiksowanych owoców lub owocowa sałatka. Albo jogurt z orzechami i ziarnkami. DRUGIE ŚNIADANIE Powinno się składać z warzyw. Nasze propozycje: zupa-krem ze szpinaku, brokułów, marchewki albo sałata z dodatkiem ryby, kurczaka lub fasoli. Jedz powoli! Twój mózg dopiero po 20 minutach od rozpoczęcia posiłku rozpoznaje sygnał „jestem najedzony”, dlatego ci, którzy jedzą szybciej, jedzą także więcej. OBIAD Złota zasada: połowa obiadu to warzywa (ale nie ziemniaki!). Powinny być podawane albo z produktami z grupy trzeciej (produkty zbożowe i ziemniaki), albo z pierwszej (mięso, ryby, jajka, mleko i przetwory mleczne oraz produkty sojowe). Nasza propozycja: grillowana lub pieczona ryba z sałatką grecką. KOLACJA Nie jedz ciężkich posiłków przed snem. I kładź się wcześniej spać. Zmęczony organizm ma spowolniony metabolizm, co nie pozostaje bez wpływu na Twoją wagę. PRZEKĄSKI Zapomnij o chipsach, paluszkach i cukierkach. Kiedy nachodzi Cię nieposkromiony apetyt, podskubuj świeże lub suszone owoce, pokrojone w paseczki warzywa z dipami jogurtowymi, orzechy, batony owocowo-orzechowe bez cukru. SŁODYCZE Nie musisz z nich rezygnować. Wybieraj jednak te słodkości, które serwuje nam sama natura. Oczywiście owoce: jeżyny, borówki, maliny, truskawki, jabłka, wiśnie, winogrona. Zamiast cukru możesz używać miodu, melasy, rozcieńczonego soku jabłkowego lub winogronowego i czystego syropu klonowego. NAPOJE Przede wszystkim jak najwięcej wody (przynajmniej osiem szklanek dziennie). Do tego herbatki ziołowe, soki i przeciery owocowe i warzywne, najlepiej świeże. ZAKUPY Staraj się kupować jak najwięcej produktów świeżych i nieprzetworzonych. Włącz do diety warzywa i owoce. Od czasu do czasu zajrzyj do sklepu z żywnością ekologiczną. Zrezygnuj z białego cukru, produktów z białej mąki, chipsów, frytek, kawy i alkoholu. Unikaj pełnego mleka krowiego, kupuj raczej przetwory mleczne. Ogranicz spożycie drożdży, makaronu i czerwonego mięsa. MARTA MOŃKO Wszystkie cytaty Gillian McKeith pochodzą z jej książek wydanych w Polsce przez wydawnictwo Rebis. Za pomoc przy tworzeniu materiału dziękuję dietetyczce Ewie Ceborskiej z poradni Food Diet ( Podziel się: Media są gabinetem krzywych luster. Nie było inaczej w przeszłości, jeśli coś się zmieniło, to szybkość, z jaką dowiadujemy się o zdarzeniach bliższych i dalszych, a co za tym idzie, obcujemy z natłokiem informacji, których stopień ważności coraz trudniej uporządkować. Pierwszy „maratończyk” biegł samotnie, żeby przekazać niezwykle ważną informację, zajęło to kilka godzin i kosztowało życie posłańca. Dziś przesłanie błahej informacji z drugiego końca świata zajmuje sekundy, a ocenę jej ważności wyznacza pytanie, czy wiadomość ściągnie uwagę i przyczyni się do wzrostu popularności danego medium. To nie jest cała prawda, są tu również inne kryteria: ideologicznych przekonań, sympatii i antagonizmów, których łącznym efektem jest wykrzywienie obrazu świata. Żartobliwe powiedzenie Marka Twaina, żeby najpierw zdobyć fakty i zniekształcać je sobie później, jest mało praktyczne. Informacje o faktach docierają już zniekształcone i czeka nas trud oddzielania ziaren od plew. Poszukiwanie dobrego lustra w gabinecie krzywych luster wydaje się beznadziejnym zajęciem, pozostają próby korygowania obrazu. To nie jest łatwe, a nasze własne skłonności do poszukiwania informacji potwierdzających nasze wcześniejsze poglądy nie ułatwiają tego zadania. Nie można wykluczyć, że nasz własny umysł jest tu wrogiem numer jeden. Mark Twain mówił, że zanim prawda zawiąże sznurówki, kłamstwo obiegnie świat. Intuicyjnie czujemy genialność tej obserwacji, badanie przyczyn tego zdumiewającego zjawiska zostawiamy psychologom, możliwość zaś , że sami możemy być częścią mas tworzących nieustający popyt na wiadomości nieścisłe, odrzucamy jako nazbyt irytującą. W książce Jesteś tym, co jesz pani „doktor” Gillian McKeith nie sugeruje co prawda, że jak zjesz kapustę, to będziesz kapustą, a jak zjesz śledzia to zostaniesz śledziem, ale ta książka jest ciekawym przypadkiem pozycji podtrzymującej gasnące czytelnictwo w Polsce (i nie tylko). Gwiazda Gillian McKeith nie gaśnie od kilkunastu lat, chociaż przyłapano ją i na bezprawnym posługiwaniu się tytułem naukowym i na wygłaszaniu absurdów z punktu widzenia nauki. Jednak obietnica diety zapewniającej zdrowie, szczupłość i nieustającą seksualną potencję pozostaje magnesem dla wydawców, producentów telewizyjnych, a nawet dla polityków. Pogłębiająca się niechęć do drukowanych książek nie obejmuje szarlatanerii. Pani McKeith jest doktorem kursów korespondencyjnych, a jak pisał ponad 10 lat temu Ben Goldacre, jej rzekome publikacje naukowe nie istnieją, a poziom jej wiedzy nie wykracza poza szkołę podstawową. Nie wiem, czy pani Dr McKeith nadal występuje przed kamerami w lekarskim fartuchu, czy dalej opowiada, że jak nie masz dostatecznej ilości RNA/DNA to możesz się przedwcześnie zestarzeć, ale algi ci pomogą. Ben Goldacre cytował całe tony tych absurdów, a ja nie miałem nawet ochoty tego sprawdzać. Czy aby słusznie? Zwariowany świat, nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkiego. Gdzieś człowiek musi zaufać i tam przejechać się najłatwiej, z zaufanego bowiem źródła towar bierzemy bez podejrzliwego oglądania (chorobliwa podejrzliwość ma swoją psychiatryczną nazwę). Zdanie „jesteś tym, co czytasz” wydaje się prawdziwsze niż zdanie, „jesteś tym, co jesz”. Co gorsza, łatwiej zostać głąbem przywiązując się do durnych źródeł informacji niż zostać kapustą po zjedzeniu kapusty. Gabinet krzywych luster jest śmieszny tylko przez kilka minut, kiedy staje się środowiskiem, w którym musimy żyć, to wszystko przestaje być zabawne. Ten gabinet krzywych medialnych luster ma różne sale, z różnymi typami zniekształceń; zazwyczaj wybieramy jedną w głębokim przekonaniu, że idealnie odbija rzeczywistość. Jestem tym, co czytam, ale to może znaczyć, że mam kłopoty z komunikacją z ludźmi, którzy patrzą na świat inaczej przedstawiony. Coraz częściej mamy wrażenie muru całkowicie blokującego możliwości komunikacji. Czy prawdą jest, że tylko w wyjątkowych sytuacjach różnice poglądów nie przekreślają możliwości rozmowy? To wydaje się dość oczywiste i zapewne moglibyśmy zdefiniować sytuacje, w których jest to możliwe. Pytanie, czy zjawisko jest nowe, czy też tak było zawsze? Historia wojen domowych wydaje się wskazywać na to, że odmienny obraz świata burzy szanse porozumienia. Krótka historia parlamentaryzmu wydawała się wskazywać, że można to przezwyciężyć. Nasze przemożne wrażenie zanikających możliwości komunikacyjnych ma pewne podstawy w rzeczywistości. Nie tylko w naszym kraju jesteśmy świadkami radykalizacji postaw politycznych, powrócił religijny i ideologiczny fanatyzm, media, w jeszcze większym stopniu niż dawniej przekształcają się w środowiskowe biuletyny, semantyka grzecznie ustąpiła miejsca postmodernizmowi, więc trud dociekania prawdy został zastąpiony przepychankami narracji. W społeczeństwach hierarchicznych problem był mniejszy, ponieważ z warstwami niższymi nikt nie zamierzał rozmawiać, z góry płynęły obwieszczenia i polecenia, a na dole można było co najwyżej szemrać i to lepiej niezbyt głośno. W demokratycznym społeczeństwie zakładamy, że ludzie są równi, a komunikacja jest możliwa. Jednak to ostatnie okazuje się tylko teorią. Bezklasowe media zaczynały swoje życie stosunkowo niedawno i łatwiej im było za oceanem niż w tkwiącej w feudalnej mentalności Europie. Wśród ojców tego gatunku jest Benjamin Franklin, który, zanim został prezydentem, był drukarzem i wydawcą. Swoje credo drukarza (o czym kiedyś tu już pisałem), wyłożył w krótkim tekście An Apology for Printers. To credo zaczyna się tak: „Ponieważ często jestem przez różne osoby cenzurowany i potępiany za publikowanie rzeczy, które ich zdaniem nie powinny być publikowane, czasami myślałem, że byłoby wskazane ogłoszenie stałych przeprosin i publikowanie ich raz do roku, aby mogły być czytane przy wszystkich okazjach z tym związanych”. Franklin zwraca się do osób gniewających się na niego za publikowanie rzeczy, których oni nie lubią, by rozważyli dziesięć punktów. Zaczyna od tego, że opinie ludzi są tak różne, jak ich twarze, że publikowanie związane jest z prezentowaniem opinii, głównie tych, które chcielibyśmy promować, lub z którymi polemizujemy. Drukarz (w owym czasie drukarz i wydawca w jednym stali domu) tym różni się od szewca czy stolarza, że ich poglądy nie obrażają klienta i tym samym nie są przeszkodą w handlu. W kolejnym punkcie stwierdza, że nie byłoby rozsądne oczekiwanie, że będzie się zawsze zadowolonym z tego, co publikują, ani, że tylko my mamy prawo do zadowolenia. Punkt piąty warto przytoczyć w całości: „Drukarze są kształceni w duchu, że ludzie różnią się opiniami, obie strony powinny mieć równe możliwości wysłuchania przez publiczność, że gdzie prawda i błąd mają równe szanse, pierwsze ma zawsze przewagę nad drugim; stąd też służą chętnie konkurującym autorom, którzy im dobrze płacą, nie bacząc na to, po czyjej stronie stoją w kwestii będącej przedmiotem sporu.” W kolejnym punkcie Franklin pisze, że służąc wszystkim stronom, drukarze stają się neutralni w sprawie tego, co słuszne, a co błędne w drukowanych przez nich opiniach. Dalej jednak stwierdza, że byłoby nierozsądnym sądzić, że drukarze aprobują wszystko, co wychodzi spod ich prasy, gdyby mieli drukować tylko to, co aprobują, byłby to koniec wolnego słowa i świat nie miałby do czytania nic więcej jak tylko opinie drukarzy. W ósmym punkcie Franklin pisze: „Gdyby wszyscy drukarze postanowili nie drukować niczego, jak długo nie mają pewności, że nikogo nie obrażą, bardzo mało rzeczy byłoby drukowanych”. W ostatnim, dziesiątym punkcie, Franklin wyznaje, że bardzo często odmawiał druku pism zachęcających do przestępstw lub promujących rzeczy niemoralne, mimo że takie publikacje mogą przynosić dobre zyski, a tego rodzaju odmowy powodują, że ma wielu wrogów. Benjamin Franklin kończy ten tekst stwierdzeniem, że nie zamierza porzucać drukowania, nie spali drukarni i nie przetopi czcionek na złom. Na ile przenosił to credo drukarza do pracy redaktora gazety? W dużym stopniu, tu jednak widzimy go również w roli zaangażowanego autora, jasno i bardzo wyraźnie prezentującego swoje własne opinie. Zawsze lubiłem powiedzenie Benjamina Franklina: „Albo pisz coś, co jest warte przeczytania, albo rób coś, co jest warte opisania”. Franklin robił jedno i drugie. Czy czasy były inne, czy to, co czytał, było ciekawsze? Druk był bardziej pracochłonny, więc i gazet było mniej i informacje dobierano staranniej. To, że jesteśmy tym, co czytamy, słyszymy, oglądamy, jest z pewnością w znacznym stopniu prawdą, chociaż zapewne dalece niepełną. Przekształcanie zniekształconych faktów na stanowcze opinie jest dziś narodowym sportem, wszyscy piszą, mało kto czyta. Zdumiało mnie, kiedy Grzegorz Lindenberg założył nową witrynę, gdzie czytelnicy mają pisać tylko o przeczytanych książkach. Fascynujący eksperyment. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny. Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii. Facebook Artykuł ukazał się w witrynie Listy z naszego sadu. Publikacja za zezwoleniem Autora. Autor: Gillian McKeith Tytuł: Jesteś tym co jesz Liczba stron: 222 Liczba przepisów: 24, ale nie o nie chodzi Rok temu zostałam poproszona o zrecenzowanie książki Gillian McKeith “Jesteś tym co jesz”. Tym razem nie jest to książka kucharska, lecz książka o zdrowym żywieniu i sposobie na zdrowe życie. Pamiętam, że gdy ją przeczytałam dość długo towarzyszyło mi poczucie, że książka jest napisana przez dietetyka-świra i sposób na życie proponowany przez Gillian jest nie tylko wyidealizowany, ale wręcz niemożliwy do zrealizowania. Ze zdumieniem odkryłam jednak, że do książki ostatnio coraz częściej wracam. Dlaczego? O tym za chwilę. Przeczytałam swoją recenzję sprzed roku. Większość rzeczy właściwie dalej postrzegam tak samo, dlatego znaczną większość mojej recenzji żywcem skopiowałam. Nie miejcie mi tego za złe, zresztą i tak pewnie mało kto z Was czytał ją wcześniej ;) Sięgając po książkę Gillian McKeith pt. “Jesteś tym, co jesz” ciężko nie mieć pozytywnego nastawienia. Książka jest gruba, ładna, kolorowa, bardzo pięknie wydana. Teksty napisane są bardzo składnie i przejrzyście, a całość jest znakomicie zaprojektowana. Piękne zdjęcia owoców stanowią doskonałe uzupełnienie. Z okładki witają nas hasła: “Ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy w Wielkiej Brytanii”, “Nominowana do nagrody Książka Roku w Wielkiej Brytanii” i “Będziesz szczuplejszy, zdrowszy i szczęśliwszy…”. Gillian McKeith jest dietetyczką kliniczną o międzynarodowej sławie. Zwana “Brytyjskim guru żywienia” niewątpliwie ma na swoim koncie całą gamę sukcesów. Porady zawarte w książce z całą pewnością przynoszą obiecywane rezultaty. Ale nie bez powodu. Książka “Jesteś tym, co jesz” nie jest książką dla osób zmęczonych odchudzaniem i wieloletnią walką z kilogramami, gdyż może wpędzić w jeszcze większą frustrację. Według autorki, na liście produktów zakazanych znajduje się… prawie wszystko. Choć autorka sama lubi zwać swoją dietę “dietą obfitości”, w rzeczywistości na liście produktów do spożycia zostają niemalże jedynie warzywa i owoce (ale tylko odpowiednio przygotowane!), żywność ekologiczna, orzechy i pestki, zioła oraz wodorosty. Każdy, kto choć przez chwilę interesował się odchudzaniem z pewnością natrafił na podstawowe porady, takie jak “pij dużo wody”, “ruszaj się”, “jedz śniadania”, “gryź dokładnie”. Te porady tworzą podstawę książki “Jesteś tym, co jesz” i raczej mogą irytować wszystkie osoby, które poszukują przepisu na dietę cud. Mnie osobiście doprowadzają do białej gorączki, ale zdaję sobie sprawę, że po książkę sięgają też dietowi laicy. Niestety, po raz kolejny czytelnik przekonuje się również, że zagraniczne książki niosą ze sobą problem dostępności dietetycznych produktów. “Jesteś tym, co jesz” aż kipi od takich produktów jak: herbata pau d’arco, echinacea, jamsy, fasola adzuki, wodorosty, tangelo, nieśpliki japońskie, pitaki, chia, endywia i wiele wiele im podobnych. Nie tylko nie wiem czym te składniki są, ale też nie wiem gdzie można by ich szukać. Z całą pewnością też kosztują fortunę, więc nie są one na kieszeń przeciętnego, otyłego zjadacza białego chleba. Książka jest jednak idealną publikacją, dla osób, które z dietą nie miały nigdy do czynienia, a upływający czas ujawnił dolegliwości związane ze złym odżywianiem. Jeden rodział poświęcony jest nawet szczegółowym opisom chorób spowodowanych nieodpowiednią dietą i metodom ich leczenia. Autorka krok po kroku tłumaczy podstawy (przesadnie) zdrowego odżywiania oraz prezentuje przykładowy tygodniowy jadłospis. Dodatkowo raczy nas także prostymi sztuczkami, jak zadbać o ciało i umysł. Z pewnością czytelnicy, którzy stykają się z odchudzaniem po raz pierwszy będą tym zachwyceni. Okazało się też, że to do tego rozdziału najczęściej wracam. Zainteresowałam się szerzej kwestią które produkty na jakie aspekty naszego zdrowia wpływają i ksiązką Gillian McKeith okazała się być skarbnicą wiedzy w tym temacie. “Jesteś tym, co jesz” zawiera mnóstwo ważnych i przydatnych informacji, które z pewnością należy wziąć sobie do serca, jednak przesadne stosowanie się do zaleceń Gillian McKeith może zrobić z nas “żywieniowych fanatyków” (jak sama Gillian nazywa siebie). Zachęcam więc do przeczytania, ale jeśli nie dotyczy cię chorobowa otyłość, śmiało możesz przymknąć oko na niektóre z rad, bo stosując się do wszystkich można na prawdę zwariować.

jesteś tym co jesz gillian mckeith pdf