Wpływ na to ma wiele czynników, co postaram się to udowodnić w przytoczonych poniżej argumentach, że warto mieszkać i pracować w naszej ojczyźnie. Argument 1 ==> Pierwszym argumentem potwierdzającym moją tezę, jest fakt, że Polacy są bardzo przywiązani do swoich rodzin. Życie rodzinne ma dla nas bardzo wielkie znaczenie, gdyż
Wysokie zarobki, idylliczne krajobrazy zachęcają do obrania tego kierunku. W tym kraju główną metodą poszukiwania pracy jest korzystnie z sieci poleceń. Szwecja – w znalezieniu pracy pomagają publiczne służby zatrudnienia, EURES, agencje, jednak podobnie jak w Szwajcarii bardzo ważne są kontakty osobiste.
Dom za miastem to dodatkowe rachunki. Dom za miastem oznacza konieczność płacenia dodatkowo za część usług, które w mieście „załatwia” nam – i wrzuca w czynsz – wspólnota mieszkaniowa lub zarząd spółdzielni. Dom trzeba ogrzać, co często bywa droższe niż w przypadku mieszkania w mieście (choć mamy wpływ na to, które
Osoby fizyczne mające miejsce zamieszkania inne niż Polska coraz częściej decydują się na założenie działalności właśnie na terenie naszego kraju. Pierwszym pytaniem, które może się pojawić w takiej sytuacji jest to, czy taką działalność w ogóle będzie można założyć, skoro nie zamieszkuję w Polsce.
Czy człowiek powinien poszukiwać wartości w świecie jak napisać rozprawkę na temat : Czy warto się bunto Motyw dobrego diabła, szatana w różnych tekstach ku Czy warto mieszkać i pracować na obczyźnie napisz ro Napisz rozprawke na temat: -czy treny można uznać z Zredaguj trzy argumenty na temat czy mezalians jest
Powieszenie plakatu na ścianie czy zmiana zasłon to nie jest ulepszenie, bo nie podnosi wartości mieszkania i jest łatwe w demontażu. Pamiętaj tylko, aby zachować to, co było już w mieszkaniu. Jeśli planujesz wprowadzić jakieś większe zmiany (np. malowanie ścian czy powieszenie szafki), zawsze ustalaj to z wynajmującym.
. Ta pani czyli moja była małżonka też ma możliwość przyjazdu bo ma podwójne obywatelstwo. Też chciałbym siedzieć sobie w Polsce a nie włóczyć się na obczyźnie. Niestety nikt nie chce mi płacić alimentów. Straciłem prace a zasiłek wystarcza mi na wynajm mieszkania i mi na cały miesiąc zostaje mi w przeliczeniu na polskie 500 zł. Jeżeli ktoś był na emigracji to mnie zrozumie i sie przestraszy. Szukam oczywiście pracy ale licznik się kręci. W jakieś długi wpadnę bez mojej dobrze jak to jest na emigracji bo sama mieszkam za granica z trojgiem nieletnich dzieci w tym jedno chore na chorobe przewlekla, leczenie bardzo jestem na zasilku i wiem ze zasilek jest niski ale na wynajecie jednego pokoju i na zycie dla jednej osony wystarcza na caly miesiac i jak sie chce to na alimenty dla jednego dziecka tez sie kreci a dlugi jak pan sobie narobi to z wlasnej zawsze mozna znalesc jesli jest sie samemu i nie ma sie przy sobie dlaczego mial by pan pobierac na siebie alimenty? Byla zona tez pobiera na siebie alimeny?A jesli chodzi o to ze panska zona woli siedziec w Polsce to sie wcale nie Polsce przynajmniej jak pan nie chce placic to placi Fa a za granica jesli tatus sie dobrze ukrywa i nie moga go odnalesc aby sprawdzic czy jest wyplacalny nie dostanie dziecko jest prawne ale jak ktos pisze takie bzdury ze chce obnizyc alimenty bo stracil akurat prace to tylko moge doradzic zakasac rekawy i do roboty!
fot. Adobe Stock, Scott Griessel W domu opieki społecznej w Wiesbaden, gdzie pracowałam przez trzy lata, nasłuchałam się takich opowieści o ludzkich nieszczęściach, że po powrocie do swojej klitki nie mogłam zasnąć. Mieszkali tam przeważnie starzy ludzie, więc można powiedzieć, że był to dom starców – starców wyrzuconych z domu przez synów, synowe, córki, mężów, wnuków… Czasem nie mogłam spać Wtedy otwierałam album ze zdjęciami, by zapomnieć o tragediach innych i nacieszyć się własnym szczęściem. Mój syn, Marcin, przysyłał mi zdjęcia, abym mogła brać udział w życiu rodziny, choć jestem tak daleko. Ślub, narodziny mojej wnuczki Isi, potem wnuka Karolka. Pierwsze kroki dzieci, przedszkole, szkoła. Wreszcie cel – zakup ziemi, pierwsze fundamenty, piętro, dach. Piętnaście lat. Piętnaście lat na obczyźnie, na służbie u innych ludzi, pracy w szpitalach jako salowa, w domach opieki społecznej. Vera, moja pracodawczyni z agencji wynajmu opiekunek, dziwiła się. – Irma, nie rozumiem. Rzuciłaś całe swoje życie, pracę sklepowej po to, by tu podcierać tyłki, szorować zasyfiałe kuchenki i mieszkać w zimnej wilgotnej norze. Po co to? – Żeby wreszcie mieć swoje miejsce na ziemi. Za pensję sklepowej w Polsce tego nie osiągnę. Tu za podcieranie tyłków tak – odpowiadałam. Nie rozumiała. Ona zawsze miała dom, dostatnie życie. Kochających rodziców, kanapki do szkoły, wakacje nad morzem. Ja miałam tylko dom dziecka. Byłam podrzutkiem zostawionym na progu kościoła. Ledwo przeżyłam. Nigdy nie znalazłam rodziny zastępczej. Nikt mnie nie lubił, hołubił. Pewnie dlatego, że byłam zbyt dzika, nieufna, nieprzystępna. Ale nikt nigdy nie nauczył mnie łagodności, dotyku, czułości. Nikt mnie nie kochał – jak ja miałam kochać kogokolwiek? I zawsze, od dzieciństwa, marzyłam tylko o jednym – własnym domu. Piętrowym, z jasną kuchnią, i ogrodem, w którym będą drzewa owocowe i kwiaty. I huśtawka. Ale jak miałam zdobyć ten dom, kiedy z pensji sklepowej ledwie starczało mi na jedzenie? Pracowałam w sklepiku w niewielkim miasteczku, 20 kilometrów od domu dziecka, z którego wyszłam, ukończywszy 18 rok życia. Wyszłam z jedną walizką i zwitkiem pieniędzy, które starczyły na miesiąc. Od gminy dostałam pokój, za który płaciłam grosze, i pracę. Najpierw sprzątałam urząd gminy, a gdy skończyłam kurs rachunkowości – zostałam sprzedawczynią. I to był szczyt mojej kariery. Nie byłam ładna ani specjalnie inteligentna. Za to byłam zacięta i pracowita. Lecz nawet gdybym przenosiła skrzynki z owocami czy chlebem 24 godziny na dobę, to nie dorobiłabym się nawet marnej chałupy, nie mówiąc o murowanym domu. Dlatego wyszłam za Stefana. Miał wtedy 58 lat, ja 28. Był łagodny, dobry i chyba mnie kochał. Problem w tym, że był niezaradny życiowo i jak dostał po dziadkach chałupę na skraju miasteczka – tak w tej chałupie żył. Ale własna chałupa to coś więcej niż wynajęty pokoik przy rodzinie. Chałupa była w ruinie – dwuizbowa, z kuchnią opalaną drewnem i kamienną podłogą. Kibel na dworze pełen pająków i studnia z pompą. Rozpacz. Przez wiele lat próbowałam z tego wykroić coś na kształt domu. Firanki w oknach, serweta na stole, pościel wietrzona na podwórzu. Ale na coś więcej zawsze brakowało pieniędzy. Zwłaszcza że urodził się nam syn. Pewnego dnia mój mąż położył się spać, i już się nie obudził. Pamiętam, kiedy nad ranem poczułam, że coś przydusza mój brzuch – to było jego ramię. Często przytulał mnie we śnie, a ja chyba to lubiłam. Tym razem jednak ramię było wyjątkowo ciężkie i bezwładne. I zimne. Przez długą chwilę leżałam nieruchomo, z ręką trupa na brzuchu, przepełniona żalem. Bo nigdy mu nie powiedziałam, że czułam do niego coś więcej niż wdzięczność, że mnie zauważył, pokochał i dał dom. Że powoli oswoił mnie, nauczył radości z dotyku, przytulania, że z dzikiego zwierzątka zrobił kobietę. Leżałam i bezgłośnie płakałam z żalu, poczucia winy, i strachu. Marcin miał wtedy 10 lat, zostałam sama Przez kolejne osiem lat starałam się przeżyć. Przy zdrowych zmysłach trzymało mnie tylko marzenie o prawdziwym domu. Za płotem był kawałek ziemi, działka budowlana z drzewami owocowymi. Ale żeby ją zdobyć, musiałam mieć więcej pieniędzy. Ludzie z miasteczka wyjeżdżali czasem do pracy za granicę i przywozili pieniądze, za które się budowali. Dlaczego ja nie mogłam? Mogłam. Przygotowałam się – nauczyłam podstaw niemieckiego, dowiedziałam się co i jak, i gdy Marcin skończył 18 lat, powiedziałam: – Jadę do Niemiec do pracy. Mam załatwione miejsce opiekunki u pewnej starszej osoby. Ty jesteś po technikum, masz zawód, zaczepiłeś się w warsztacie, więc z głodu nie umrzesz. Będę przysyłała ci pieniądze, a ty masz kupić tę działkę, a potem, kiedy pieniędzy się uzbiera, zbudujesz dom. Dla siebie i dla mnie. Wrócę, kiedy dom będzie gotowy. Tak? – Tak – odparł mój syn, moja duma. – Kiedy kupisz działkę, prześlesz mi odpis aktu własności, żebym wiedziała, że zrobiliśmy pierwszy krok do naszego marzenia. Za płotem stała chałupa Stefana… Syn przytulił mnie. Był wyższy ode mnie, silny. Zawsze był dobry, rozsądny, mądry. Nie dostałam od życia wiele darów, ale Marcin wynagradzał mi wszystko. I Stefan – ale o tym przekonałam się zbyt późno. Wyjechałam z Polski i przez kolejne 15 lat pracowałam jak maszyna. Wydawałam tylko na jedzenie, na opłaty, i, jeśli nie miałam wyjścia, na lekarstwa. Może to przesada, ale sama wyrwałam sobie trzy zęby, gdy zaczęły boleć. Nie miałam ubezpieczenia, a dentyści w Niemczech są strasznie drodzy. Na szczęście los podarował mi skarb najcenniejszy – końskie zdrowie. Rok po wyjeździe uzbierałam tyle pieniędzy, że syn mógł kupić działkę. Przysłał mi ksero aktu kupna – oprawiłam go i powiesiłam nad łóżkiem, by wspierał mnie, dodawał sił. Musiałam zbierać dalej, na dom Przez te 15 lat co miesiąc dostawałam od Marcina list ze zdjęciem. Zdjęcia narzeczonej, żony, dzieci, wykopu pod fundamenty, cegły… Wysyłałam pieniądze i widziałam, jak moje marzenie nabiera kształtów. Myślałam, że będzie to szybciej, ale kurs marki do złotówki, potem euro, zmieniał się na mniej dla mnie korzystny, ceny rosły. Aż w końcu nadszedł czas powrotu. Dom był niemal gotowy. Co prawda Marcin jeszcze namawiał, bym została rok, żeby go ocieplić, ale nie mogłam wytrzymać. Starość zaczynała się zbliżać wielkimi krokami i chciałam trochę pomieszkać we własnym domu. Spakowałam więc walizkę i wróciłam. Napisałam synowi, kiedy będę, ale nie czekał na mnie na dworcu. Pomyślałam, że może list nie dotarł. Kiedy doszłam do mojego domu, i zobaczyłam go w naturze, niemal zemdlałam. Był piękny. Piękniejszy niż na zdjęciach. Całkowicie wykończony. Zamieszkany. W oknach powiewały firanki, w ogrodzie były jabłonie i śliwy. I huśtawka. Na której huśtała się moja ośmioletnia wnuczka. – Isia! – zawołałam. Dziewczynka spojrzała na mnie, zeszła z huśtawki i podeszła do furtki. – Otwórz – powiedziałam, czując, że wzruszenie odbiera mi dech. – Pani do mamy? – To ja, kochanie, twoja babcia. Po minie dziewczynki widziałam, że jest zdezorientowana i zalękniona. – Tata nie pokazywał ci zdjęć? – zdziwiłam się. – Przyjechałam z Niemiec. Isia odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, krzycząc: – Mama, mama! Na werandę przed dom wyszła moja synowa, Alinka. Widziałam ją na kilku zdjęciach – jak trzyma dzieci, wychodzi ze sklepu… – Słucham panią? – Nie znamy się osobiście, ale pewnie Marcin pokazywał moje zdjęcia. To ja, Irmina, mama Marcina. Alina chwilę milczała. – Pani jest matką Marcina? – zapytała wolno i cicho. To było dziwne... Serce nagle zaczęło mi nieprzyjemnie bić w piersi. – Tak. Ale dlaczego mówisz w ten sposób o swoim mężu? – Mężu? – patrzyła na mnie z osłupieniem, a potem nagle uniosła dłoń do ust. – O Boże, co za drań… Poczułam, jak ogarnia mnie słabość. Nie, jeszcze wtedy rozumem nie pojmowałam, co się stało, lecz moja podświadomość, intuicja już wiedziała. Okłamał mnie. Mój syn mnie okłamał. Tak, kupił działkę, ale dwa lata później sprzedał ją Alinie i jej mężowi. Sam żył za pieniądze przysyłane przeze mnie. Rzucił pracę w warsztacie, kupował sobie ciuchy, motor, jeździł na dziewczyny. I fotografował rosnący dom, który budowali sąsiedzi. Fotografował Alinę z dziećmi i same dzieci. I zdjęcia przysyłał mnie. Wyjechał z miasteczka trzy lata wcześniej – kiedy dom był już skończony, ale jeszcze prawie w stanie surowym. Przypomniałam sobie – wtedy zaczęły się problemy, pisał, że prace się opóźniają, że potrzebuje więcej pieniędzy, bo wymiana jest niekorzystna. Brałam dodatkowe zlecenia, niemal nie spałam, marnie jadłam, byle wysłać mu pieniądze na belki, na cement. Mój Boże… A on skądś wysyłał już nieaktualne zdjęcia domu… I bawił się. Stara chałupa wciąż stała obok domu sąsiadów – zaniedbana, niemal waląca się. Mieszkam w niej do dzisiaj. Pracuję jako pomywaczka i baba do wszystkiego w domu dziecka, tym samym, w którym się wychowałam, dorabiam, sprzątając w przychodni… Mój syn gdzieś zniknął, na koncie w banku nie ma ani grosza. Niedługo może dostanę trochę z niemieckiej emerytury, bo na polską to nie mam co liczyć. A wtedy może będzie mnie stać… nie, nie na własny dom. Na dom opieki, dom starców. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Wszyscy wmawiają ci, że powinnaś poszukać pracy poza granicami kraju? My znamy powody, dla których lepiej zostać na miejscu. Grubo ponad milion Polaków wyjechało w kryzysie za granicę – wynika z danych Narodowego Spisu Powszechnego i Głównego Urzędu Statystycznego. To najliczniejsza masowa emigracja Polaków z kraju nad Wisłą od lat 50. Potocznie mówimy, że nasi rodacy za granicę wyjeżdżają „za chlebem” – czyli po prostu za (lepszą) pracą i statusem życiowym. To przede wszystkim efekt dużego bezrobocia na polskim rynku pracy i braku perspektyw szczególnie dla młodych ludzi. W najgorszej sytuacji są absolwenci wyższych uczelni do 25. roku życiu, dla których pracy praktycznie nie ma. Zanim jednak postanowisz poszukać szczęścia za granicą, wykorzystaj swój czas na miejscu. Oto powody, dla których warto zostać w kraju. Wyjazd za granicę to życiowa rewolucja Dobrze się zastanów, czy jesteś na nią gotowa. To nie wycieczka, tylko przeprowadzka na stałe do innego kraju – musisz zatem wykazać się szczególną odwagą, zwłaszcza jeśli jedziesz tam sama. Nawiążesz nowe znajomości, ale najlepszych przyjaciół zostawisz w Polsce. Poza tym w kryzysowej sytuacji (związanej np. ze zdrowiem) będziesz musiała radzić sobie w obcych warunkach. Wyjazd za granicę nie jest zatem dobrym pomysłem w przypadku osób, które są silnie związane z domem rodzinnym i przyjaciółmi, nie mówią biegle w obcym języku, nie są odpornie na sytuacje kryzysowe i boją się zmian. Są osoby, które nawet po wielu latach spędzonych na obczyźnie wracają, bo nie mogą sobie poradzić z rozłąką. Czy naprawdę jest ci to potrzebne? Gdy wrócisz, będziesz musiała zaczynać od zera To jeden z najistotniejszych argumentów. Fakt – jedziesz tam do pracy, zdobędziesz zatem doświadczenie zawodowe i zarobisz konkretne pieniądze. Może nawet uda ci się coś odłożyć. Ale gdy po roku czy dwóch wrócisz do kraju, na polskim rynku pracy zaczniesz od zera. Szczególnie jeśli za granicą chwytałaś się byle jakich zajęć, niezwiązanych z twoim wykształceniem czy umiejętnościami. Nie daj sobie wmówić, że zagraniczny pracodawca wpisany do CV rzuci polskiego pracodawcę na kolana. Rekruterzy często do takiego doświadczenia podchodzą z dystansem. Lepiej zatem zacząć od zera w Polsce i małymi krokami piąć się po drabinie kariery. O tym, jak poradzić sobie po powrocie z emigracji, przeczytasz w osobnym artykule. Wasz związek raczej nie przetrwa Pod warunkiem, że wyjazd za granicę rozważasz będąc w związku partnerskim z mężczyzną, który nie opuści kraju razem z tobą. Możecie sobie obiecać, że będziecie się wzajemnie odwiedzać, dzwonić do siebie i pisać. Ale to nie to samo co kontakt twarzą w twarz. Tutaj piszemy więcej o związkach na odległość. Jeśli wyjeżdżasz na długo, trudno liczyć, że wasz związek przetrwa. Statystyki są nieubłagane. Z szacunków demografów wynika, że emigracja rozbija polskie małżeństwa – wkrótce może się rozpaść co trzecia emigracyjna rodzina. Już teraz w rozłące żyje blisko pół miliona polskich małżeństw. Jeśli zatem rozpadają się zalegalizowane związki, to jaki los czeka te niescementowane? Jeśli nie znasz języka, nie zrobisz kariery „Mój kuzyn wyjechał za granicę, znalazł dobrą pracę, zaraz zaczyna studia. Ale słyszałam od niego, że życia tam nie mają ludzie nieznający języka, są tzw. robolami” – opowiada jedna z internautek. A kolejna dodaje: „Rodzice mojej przyjaciółki przenieśli się całą rodziną za granicę, by coś znaleźć. Do teraz żyją w otoczeniu Polonii, nie znając angielskiego i dorabiając na tym, co się trafi”. Wniosek? Nie łudź się, że bez języka będziesz się liczyć w obcym kraju i zrobisz karierę. W takim przypadku naprawdę lepiej zostać w Polsce i zdobywać konkretne doświadczenie zawodowe, nawet zaczynając od praktyki, stażu czy pracy za grosze. Brak życia osobistego Ten argument również powinnaś rozważyć – wielu emigrantów twierdzi, że odkąd wyjechali do innego kraju, ich życie zaczęło kręcić się praktycznie wyłącznie wokół pracy, z przerwą na zakupy. „Fakt, że emigranci często nie mają życia osobistego tylko praca, dom, praca…” – twierdzi 22-letnia Asia. Podporządkowanie życia sprawom zawodowym to rozwiązanie na krótką metę – prędzej czy później zdasz sobie sprawę, że czas ucieka ci przez palce, a z zagranicznego wyjazdu nie masz praktycznie niczego prócz pieniędzy. A będzie ci jeszcze trudniej, jeżeli przeprowadzisz się do obcego kraju sama, bez bliskich i znajomych. Nie jesteś „u siebie” Po prostu. Polskę albo przynajmniej swoje miasto znasz jak własną kieszeń. Ze wszystkimi się dogadasz i nie ma mowy o barierze językowej. Możesz brać udział w głosowaniach, masz wpływ na otaczającą cię rzeczywistość. A za granicą? Żebyś poczuła się tam jak u siebie, muszą minąć lata. Poza tym o obywatelstwo również nie jest łatwo. Dla osób, które lubią czuć się dobrze w swoim otoczeniu i nie przepadają za zmianami, zagraniczny wyjazd będzie rewolucją, z którą mogą sobie nie poradzić. Pamiętaj, że Polska, jaka by nie była, to twój rodzinny kraj, w którym się urodziłaś i wychowałaś. Warto z tego rezygnować? W Polsce też możesz wiele osiągnąć Wyjeżdżamy za granicę za pieniędzmi. Bo albo na miejscu nie mamy pracy, albo wolimy w innym kraju za to samo zajęcie zarobić co najmniej trzy razy więcej. Tylko że często zapominamy, że w Polsce również można sporo osiągnąć! Nieprawda, że pracy nie ma i że młodzi ludzie skazani są na wegetację oraz „umowy śmieciowe”. Dla najlepszych, czyli ambitnych i pracowitych, praca zawsze będzie. Musisz tylko wykazać się dużą determinacją i dążyć do wytyczonego przez siebie celu, ale opłaci się. Ważne, abyś cały czas się rozwijała i nie marnowała okazji, które mogą zaprocentować w przyszłości. W Polsce naprawdę można osiągnąć sukces. EPN Zobacz także: Praca zdalna. Opłaca się? Można zarabiać, nie wychodząc z domu. Dziwne pytania na kwalifikacyjnej Sprawdź, o co mogą cię zapytać w czasie interview. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
źródło: Uniwersytet Szczeciński Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Szczecińskiego zrealizował kolejną inicjatywę, która ma pomóc obywatelom Ukrainy. W ramach wsparcia opublikowano rozmówki ukraińsko-polsko-niemieckie pt. „Językowe SOS”. Merytoryczną opiekę nad projektem sprawowała prof. dr hab. Ewa Kołodziejek. Językowe SOS czyli wyraz solidarności Wspólnota akademicka Uniwersytetu Szczecińskiego chciała za pomocą publikacji wyrazić solidarność z Ukrainkami i Ukraińcami, którzy w wyniku agresji Rosji na Ukrainę musieli opuścić swoje domy i swój kraj. Rozmówki ukraińsko-polsko-angielsko-rosyjskie mają stanowić językowy niezbędnik, w którym znajdziemy podstawowe słownictwo przydatne zarówno u lekarza, jak i w restauracji czy urzędzie. Można w nim znaleźć odpowiednie słowa pozwalające przywitać się, pożegnać, przedstawić, podziękować, określić czas i wiele innych w czterech językach. Możliwy rozwój w przyszłości Na ten moment rozmówki zawierają podstawowe i niezbędne słowa, które pozwolą nawiązać pierwszy kontakt i poradzić sobie na obczyźnie. Twórcy „Językowego SOS” nie wykluczają jednak, że w przyszłości publikacja może być rozbudowana. Twórcy zaznaczają, że to ważne wsparcie dla osób, które uczą się języka polskiego. Mają również nadzieje, że opracowanie ułatwi Gościom zza wschodniej granicy odnalezienie się w nowych warunkach. Publikacja do pobrania / Запрошуємо завантажити видання! TUTAJ Autor: szczecin@
Ostrzeżenie: spędzenie miesiąca czy dwóch za granicą (lub też stała emigracja) spowoduje ciągłą chęć podróżowania, którą żadna ilość pieczątek w paszporcie nie zaspokoi. Nareszcie poczujesz, że żyjesz, a to diametralnie zmieni postrzeganie wielu spraw. Takie doświadczenie zdecydowanie różni się od kilkudniowego, czy kilkutygodniowego pobytu za proces adaptowania się do nowego miejsca, tworzenie nowych przyzwyczajeń jest przygodą, która sprawi, że Twoje życie już nigdy nie będzie takie 50 powodów, dla których każdy powinien zamieszkać za granicą chociaż raz:Rzeczy materialne nie będą miały tak wielkiego znaczenia jak doświadczenie i wspomnieniaPrzestaniesz czekać na idealny moment, a nauczysz się żyć chwiląNauczysz się jak odpoczywać. Życie za granicą oznacza, że nie będziesz czuł presji, by cały czas zmieniać miejsce, by odkrywać nowe rzeczy. Doświadczysz niezapomnianych wrażeń bez potrzeby ciągłego przemieszczania adaptowania się do nowego miejsca pomoże Ci poznać samego siebieWyjście poza strefę komfortu pomoże Ci przyjąć wyzwania, które los przygotował dla CiebieBędziesz zaskoczony ilością celów, które jesteś w stanie osiągnąćPrzestaniesz szukać wymówek, by wziąć życie za rogi, opanujesz strach przed nieznanymW końcu zrozumiesz, że możesz zrobić wszystko, bez względu na to, gdzie w danej chwili jesteśPoczujesz się jak w domu w zupełnie nieznanych miejscachOdkrycie nowych możliwości popchnie Cię do sukcesuZwiedzanie nieznanych miejsc pobudzi Twoją kreatywnośćNowe doświadczenia zainspirują Cię i pomogą Ci wyjść poza sferę komfortuPodróżowanie pomoże Ci odkryć to, co kochasz, oczyszczając Twój umysł ze wszystkich niepotrzebnych śmieciNauczysz się, jak spędzać czas samemu ze sobą. To jedna z najcenniejszych życiowych może nawet uświadomisz sobie, że nie jest takie ważne, w którym momencie swojego życia jesteś i co robisz. Przyjmij tę niepewność i baw się zaczniesz zmieniać swoje stare przyzwyczajenia, szybko zauważysz, że podejmowanie decyzji dotyczących przyszłości przyjdzie Ci zdecydowanie łatwiejOdkryjesz, że świat jest pełen możliwości (podróże, kariera itd.)Zaczniesz szybko poznawać nowych ludzi i tworzyć przyjaźnie. Podróżujący i ci, którzy właśnie zamieszkali w nowy mieście mają wiele ze sobą wartościowe relacje z nowymi ludźmi, z którymi przyjdzie Ci spędzić dłuższy czas w jednym miejscuPoznawanie ludzi z całego świata pomoże Ci zobaczyć, jak wiele macie ze sobą wspólnegoI jak wiele możesz się nauczyć od ludzi, którzy tak bardzo różnią się do CiebieTwoja pewność siebie wzrośnieA umiejętności językowe zdecydowanie się poprawiąStaniesz się ekspertem w pakowaniu, zdobędziesz wprawę w organizacji spontanicznych wypadów (co jak co, będziesz musiał spakować wiele rzeczy na miesiąc lub dwa pobytu za granicą, prawda?)Umiejętność radzenia sobie w nowych sytuacjach przyniesie Ci zastrzyk życiowej energiiNauczysz się akceptować, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, a najważniejsze jest wykorzystywanie każdej możliwości do maksimum i uczenie się na błędach (własnych i cudzych)Nauczysz się przyjmować spokojnie niespodziewane sytuacje i uświadomisz sobie, że najlepsze rzeczy zdarzają się kiedy zaczniesz częściej mówić “tak”Będziesz w stanie chwytać dzień bez robienia wszystkiemu i wszystkim zdjęć; pozwolisz sobie na dzień lub dwa bez Instagramu, jeśli spędzisz dłuższy czas za Instagramu, zrozumiesz, że wyczerpująca się bateria nie oznacza końca świata. Nie wahaj się wykorzystać zdobytych umiejętności, które nie wymagają dostępu do technologii, w nowych za granicą nauczy Cię, jak prosić o pomoc i zobaczysz jak wielu ludzi z chęcią udzieli Ci wsparciaZawsze będziesz miał coś ciekawego do powiedzeniaSpojrzysz na życie z nowej perspektywy, co poszerzy Twoje horyzonty myśloweRozwiniesz umiejętności, które przydadzą Ci się na całe życie. Ani szkoła, ani praca nie dadzą Ci tego…a te umiejętności, sprawią, że łatwiej znajdziesz pracęDzięki nawiązywaniu nowych kontaktów za granicą nabierzesz pewności siebie. To pomoże Ci wkroczyć w świat biznesu po powrocie do się, że podróżowanie polega na elastyczności i podążaniem za tym, co życie przyniesieGdy jesteś w podróży, daleko od domu i bliskich, sam musisz radzić sobie z problemami. Skupisz sie wówczas raczej na rozwiązywaniu problemów, zamiast na zamartwianiu się. Nic Cię już więcej nie do perfekcji szybkie podejmowanie decyzji, rozwiązując problemy w ułamku sekundyZaczniesz widzieć w życiu nowe możliwości i nie będziesz wahał się ich wykorzystaćNauczysz się jak dobrze planować budżet i jak wyznaczać jasne cele, by odkryć jeszcze więcejWszystkie przygody sprawią, że pokochasz życie jak nigdy wcześniejPomoże Ci to zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze i jak ustalać priorytetyUwaga: wielce prawdopodobne, że połkniesz bakcyla podróżowaniaBierność po powrocie będzie Cię mocno irytować. Aktywność stanie się normą, tak jak ciągłe planowanie kolejnych w kontakcie z ludźmi z całego świata sprawi, że będziesz tolerancyjny i otwarty na różnorodnośćI koniecznie próbuj nowych potraw. Tak, Twoje kubki smakowe będą miały prawdziwą ucztę w różnych zakątkach świataRozwiniesz się robiąc nowe rzeczy z nowymi ludźmiStaniesz się bardziej samodzielny i otwarty na nowe doświadczeniaŚwiat stanie się Twoim domemUświadomisz sobie, jaki jesteś niesamowity!
czy warto mieszkać i pracować na obczyźnie